Wczesne głosowanie pokazuje skok frekwencji wśród Latynosów w kluczowych stanach
Demokraci mają powody do zadowolenia: analizy wyników wczesnego głosowania z kluczowych stanów pokazują, że nastąpił znaczący wzrost wśród popierających Clinton Latynosów w porównaniu z analogicznym okresem w 2012 roku. Np. na Florydzie – gdzie sondaże są bardzo wyrównane, a wynik jak zwykle może rozstrzygnąć się niewielką różnicą głosów – co najmniej 200 tysięcy więcej Latynosów zagłosowało przed 8 listopada niż cztery lata temu. I to już w ten piątek. Tak twierdzi cytowany przez NYT Steve Schale, analityk Demokratów doskonale znający ten stan.
W Nevadzie wczesne głosowanie zakończyło się w piątek. Demokraci mają ok 48,000 głosów przewagi nad Republikanami we wczesnym głosowaniu, m.in. ze względu na duży wzrost frekwencji w okręgu Clark County (Las Vegas) gdzie dominują Latynosi. Głosowanie w piątek zostało przedłużone – ze względu na kolejki – do 10.00 wieczorem. Wielu analityków uważa, że przewaga Clinton nad Trumpem w Nevadzie jest już wystarczająca, by wygrać w tym stanie już przed 8 listopada.
.@ClarkCountyNV early voting update for Friday: 57,097 as of 10 p.m. https://t.co/bltkpBNaah pic.twitter.com/IJAPbbNRww
— KTNV Action News (@KTNV) 5 listopada 2016
Ogólnie, w pięciu stanach z dużą populacją Latynosów — Arizona, Kolorado, Floryda, Północna Karolina, Nevada — już w ubiegły czwartek frekwencja wynosiła ponad 50% frekwencji z 2012 roku. To dane cytowane przez NYT z firmy analitycznej Catalist. Nacisk na wczesne głosowanie jest w sztabie Clinton wyraźnie widoczny: o tym mówią cały czas na kampanijnym szlaku wspierający ją prezydent Obama czy Bill Clinton. Wszystkie wiece mają strategicznie wybrane lokalizację: mają zwiększyć frekwencje w okręgach, gdzie jest elektorat Clinton – na terenach uniwersyteckich, tam gdzie dominują Latynosi i Afroamerykanie. Ta ostatnia grupa nie głosuje tak licznie jak w 2012 roku, co dla sztabu Clinton jest pewnym zmartwieniem. Ale skok we frekwencji Latynosów w kilku kluczowych stanach może tę lukę częściowo wypełnić.
Oczywiście sztab Donalda Trumpa zdaje sobie z tego wszystkiego sprawę. Dlatego kandydat GOP pojawia się na terytorium Demokratów tam, gdzie nie ma dużej populacji Latynosów – np. w Wisconsin i Michigan, gdzie dominują biali. Tam liczy na przełom. Bo chociaż zgodnie z sondażami i prognozami analityków jak Nate Silver Clinton nie ma dominującej przewagi nad Trumpem, to nadal jest faworytką do zwycięstwa. Trump – chyba, że wszystkie sondaże się zdecydowanie mylą na jego niekorzyść – potrzebuje niespodzianki, jak sukcesu w Pensylwanii czy Michigan, by marzyć o zdobyciu Białego Domu. Co nie oznacza, że taka niespodzianka w tych stanach (w Pensylwanii nie ma wczesnego głosowania) nie ma prawa się wydarzyć.