Opinia autorytetów prawnych jest jednoznaczna. Zarówno pierwsza Rzeczniczka Praw Obywatelskich, prof. Ewa Łętowska, jak i były sędzia TK i szef PKW w rozmowie z 300POLITYKA mówią praktycznie to samo: “Po ustąpieniu stanu nadzwyczajnego i następującym po nim upływie 90 dni procedura rusza od nowa. Z nowym kalendarzem wyborczym i nową rejestracją kandydatów”. Nie tylko dla rządzących, ale i opozycji to duże ryzyko całkowitej niewiadomej, bo otwiera cały proces wyborczy, włącznie ze zbieraniem podpisów i rejestracją kandydatów na nowo. Do tego dochodzi przyznanie w warunkach stanu nadzwyczajnego, nawet “lekkiego” – klęski żywiołowej – poszerzonych i pozbawionych nadzoru uprawnień władzy i pole do interpretacji TK, do których opozycja nie ma elementarnego zaufania.
– Moim zdaniem nie luka, tylko logiczne skutki wprowadzenia stanu nadzwyczajnego. Od początku cały kalendarz wyborczy – pisze nam jasno w rozmowie przez komunikator prof. Ewa Łętowska na pytanie co z procedurą wyborczą się dzieje w wypadku któregoś z trzech stanów nadzwyczajnych.
Wojciech Hermeliński w rozmowie z 300POLITYKĄ twierdzi podobnie: – Trzeba się zastanowić jednak nad tego rodzaju koncepcją, żeby te wszystkie terminy zaczęły biec od nowa. To musiałyby biec nowe terminy od nowa i cała procedura musiałaby zostać przeprowadzona od nowa.
Tak samo uważają autorzy świeżego opracowania na prawo.pl, doktorzy: Anna Rakowska-Trela i Maciej Rakowski: “Jeśli ewentualny stan nadzwyczajny miałby trwać przez kilka miesięcy, rozwiązaniem wydaje się być powtórzenie czynności wyborczych, czyli uznanie za niebyłe czynności już dokonanych, tym bardziej, że po zakończeniu tego stanu możemy znaleźć się w zupełnie nowej rzeczywistości społeczno-politycznej”.
I właśnie chodzi o ten nowy stan gry polityki za kilka, czy kilkanaście miesięcy, co Michał Karnowski nazwał “rozwibrowaniem rzeczywistości”. Łatwo sobie bowiem wyobrazić, że kalkulujący i trzymający rękę na pulsie z oddali Donald Tusk uzna, że Platforma już całkowicie wymknęła mu się z rąk i wciąż w młodym wieku (62 lata) to jednak jeszcze za wcześnie na kontemplowanie (obecnie online) wystaw Oskara Kokoschki z kieliszkiem Malwazji w ręku. Łatwo sobie wyobrazić scenariusz, że nawet niechętna powrotowi Tuska nowa Platforma mogłaby się znaleźć pod naciskiem na przykład Szymona Hołowni, który mógłby zapowiedzieć rezygnację ze startu, jeśli “front demokratyczny” wspólnie wystawi Tuska. A to już byłaby zasadnicza zmiana warunków wyścigu po prezydenturę.
Opozycja musi także brać pod uwagę (kolejny!) scenariusz węgierski, który właśnie jeszcze ciepły wjechał na stół. Tamtejsza minister sprawiedliwości przedłożyła parlamentowi wniosek rządu Orbana o wprowadzenie do końca roku stanu wyjątkowego, obfitującego w takie ograniczenia procesu demokratycznego jak zawieszenie parlamentu czy sankcje karne za rodzaje zachowań – jak celowe wprowadzanie w błąd opinii publicznej (fake newsy). Oczywiście, u nas obecnie jest w rozważaniach nie pełnokrwisty stan wyjątkowy, a stan klęski żywiołowej (który w zasadzie już konsumuje w dużej części Lex koronawirus) – czyli wersja lekka, ale mimo to, wszystko być może otwiera drogę do zaostrzenia i tego rygoru prawnego.
Jest jeszcze jedna sprawa, na którą zwraca w rozmowie z 300POLITYKĄ uwagę Wojciech Hermeliński: kto miałby określić jaki dla procesu wyborczego skutek wywiera stan nadzwyczajny (nawet lekki – klęski żywiołowej). Były sędzia TK i szef PKW mówi nam, że mogłaby to zrobić Rada Ministrów w zarządzeniu stanu klęski na 30 dni, który może być przedłużony przez Sejm o kolejne okresy czasu. Jednocześnie zastrzega jednak, że zarządzanie wyborów prezydenckich jest wyłączną kompetencją marszałka Sejmu i być może to ona powinna odpowiadać za wykładnię skutków stanu nadzwyczajnego. Do gry w tej sprawie mógłby wejść oczywiście Trybunał Konstytucyjny, ale i do niego opozycja nie ma najmniejszego zaufania, a Rzecznik Praw Obywatelskich nawet nie kieruje spraw. Kolejna kwadratura koła.
fot. Św. Roch uzdrawiający zwierzęta – obraz Jacoppo Tintoretto w Scuola Grande di San Rocco, Wenecja.