Wszystko układa się w przerażająco logiczną, ale przewrotną całość. W tej historii to Eurydyka gryzie żmiję i w czerwonym palcie trafia z busa do Hadesu. Spektakl nie kończy się tragicznie, bo – po pierwsze – to dopiero początek i nikt nie wyśpiewał jeszcze ostatniego słowa, a po drugie – karnawałowa część kampanii dała nam niezłą operę, ale komiczną.
Na ratunek przybywa grający o reelekcję Orfeusz, który zstępuje do królestwa cieni. Nasz tenor śpiewa niespodziewanie cieniej niż publiczność oczekiwała, więc powodzenie całej akcji wisi na włosku. A miało być bel canto… Ostatecznie jednak zasłuchany w jego muzykę (w obcych językach) Charon przewozi go gratis na drugi brzeg Styksu. Nawet groźny pies Cerber, przestaje szczekać. Może dlatego, że weszła w życie ustawa kagańcowa?
Mamy też Kobietę, która nie rzuca cienia (Straussa), i nie za bardzo idzie do czego się wciąż przyczepić, więc choćby i do tęczowego orła? Może jeszcze do tego, że sopranistka, udająca się na próbę, zapytana co zamierza wykonać, odparła: “A co pan zamierza zaśpiewać?”
Choć dla innych to może Cześnikowa ze „Strasznego Dworu” (na Ursusie?). Być może uda jej się ugrać coś więcej, skoro już nie ma przy sobie Barona Ochsa – przyciężkiego i nieumiejącego w intrygi bohatera, który chciał grać rolę kawalera z różą. A arie wyśpiewywał w sezonie artystycznym 2019 niczym u Wagnera – półgodzinne i to z promptera, że publiczność ziewała.
Pamiętajmy, że jedna z wersji historii Orfeusza i Eurydyki kończy się tragicznie. W akcie zemsty bachantki (CBA) na rozkaz Dionizosa… rozszarpują Orfeusza (w tej roli tym razem szef NIK). Oderwana od tułowia głowa bohatera trafia do morza, wciąż powtarzając imię Eurydyki. A tę pochowano na wyspie Lesbos, jednej ze stref jeszcze niewolnej od LGBT.
Motyw czynności dochodzeniowych jest zresztą w tym karnawale bardzo popularny. W scenie Cyrulika sewilskiego, gdzie wkracza Bartolo z żołnierzami, oskarża Hrabiego i Figara o włamanie i każe ich aresztować, rosyjski reżyser Kiriłł Sieriebriennikow, który sam zza krat Putina uciekł do Berlina, obsadził śpiewaków w kurtkach POLIZEI. Czy i tu znów nie widzimy oczami duszy agentów CBA, mocno obecnych na deskach w tym sezonie?
U nas kąsany też – choć na Twitterze – jest kronikarz opisujący perypetie bohaterów w autobusie (to Treliński, więc to koniecznie Autosan!). Za pączka, którego ten nawet nie… ugryzł (słowo-klucz minionego sezonu artystycznego).
Ale jest i obrazek milusi, bo pojawia się też baryton, totumfacki gwiazd – cyrulik z Białegostoku – Figaro i jak dotąd wyśpiewuje tylko, a może i aż efektowną arię Largo al factotum:
„Wszyscy wołają mnie, każdy mnie chce,
Panie, młodzieńcy, starcy, dziewczęta. (…)
Och, ojej, szaleństwo!
Och, ojej, co za tłum!
Nie wszyscy naraz, na miłość boską!”
Mamy też (w końcu!) jakiś akcent (bardzo) romantyczny, gdy sopranistka wystylizowana na Sarah Jessica Parker w efektownym czerwono-różowym komplecie Prabal Gurung (nasze >>Fashion Police<< wykryło, że z jesieni 2011!) w Czarodziejskim flecie w Rzeszowie rzuca ze sceny „Chodź, tygrysie!” i wtedy wchodzi baryton- ptasznik (w sumie forma działalności rolnej!). Dobywa srebrnych dzwonków, których dźwięk przywołuje piękną ukochaną. Połączeni, wyśpiewują pieśń Papageno, Papagena: „Zostań gołąbkiem mojego serca! Moim serdecznym gołąbkiem!” [Herzenstäubchen].
Koniec karnawału przyniósł nam operę (jednak buffa), gdzie wszyscy gryzą wszystkich, choć i czasem całują, w szalonym kankanie jak z „Orfeusza w piekle”. W post wchodzimy uzbrojeni już nie tylko w kaganiec, ale i maseczki. Zaczyna się robić groźnie, teraz w polityce będzie można zginąć od byle kichnięcia. Warto wspomnieć, że trzy miesiące po premierze Czarodziejskiego fletu, która okazała się wielkim sukcesem, Mozart zmarł. Taki mamy klimat.
*****
POSTSCRIPTUM – Wisława Szymborska w „Lekturach nadobowiązkowych”
„Więc to nie tylko ja, na widowni, nie zawsze umiem się połapać, kto przeciw komu śpiewa, kto i dlaczego przebrał się za służącego, który okazuje się nagle krwistą i piersistą dziewicą, i czemu taka dobrze odżywiona dziewica mdleje na widok drugiej, znacznie starszej dziewicy, nazywając ją swoją nareszcie odzyskaną córuchną. Więc to nie tylko ja, ale i oni na scenie też nie wiedzą, co się dzieje!”
*****