PiS tak się spieszył z forsowaniem projektu ustawy o SN – wykluczając w zasadzie jakąkolwiek dyskusję – iż nie zauważył, że po wprowadzonych przez siebie poprawkach, które były zresztą przyjęte w bloku, ustawa w dwóch zapisach jest ze sobą sprzeczna. Chodzi o liczbę kandydatów przedstawianych prezydentowi na stanowisko I prezesa SN.
Pierwotnie art. 12 mówił, iż Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego przedstawia Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej trzech kandydatów na Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego, spośród sędziów Sądu Najwyższego w stanie czynnym, a art. 18 – iż do do kompetencji ZO Sądu Najwyższego należy dokonywanie wyboru trzech kandydatów na stanowisko I Prezesa Sądu Najwyższego oraz przedstawianie ich Prezydentowi RP.
PiS za pomocą poprawki w art. 12 zmieniło liczbę kandydatów z trzech na pięciu, ale zapomniało zmienić art. 18. Co prawda te przepisy nie dotyczą okresu przejściowego, ale i tak w konsekwencji – na chwilę obecną – te dwa zapisy są ze sobą sprzeczne.
Być może do błędu by nie doszło, gdyby partia rządząca nie forsowała tej ustawy w tak ekspresowym tempie i zgodziła się na jakąkolwiek dyskusję, a przynajmniej na osobne rozpatrzenie poprawek PiS. Ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego ma dwa wyjścia: wprowadzić poprawki, co będzie oznaczać konieczność zwołania dodatkowego posiedzenia Sejmu albo zmienić ten przepis w kolejnej nowelizacji.
Problem polega na tym, że w Sejmie zaczęły już się wakacje i remont. W drugim przypadku prezydent dostanie do podpisu ustawę, która jest ze sobą sprzeczna, a dodatkowo dotyczy samego prezydenta. Marcin Warchoł w Senacie powiedział, „nie ma tutaj sprzeczności”, bo ważniejszy jest art. 12, który bardziej szczegółowo określa sposób wyboru i ma pierwszeństwo.
Fot. Senat