– Sejm odwołuje RPO przed upływem okresu, na jaki został powołany, jeżeli rzecznik sprzeniewierzył się złożonemu ślubowaniu – najprawdopodobniej na ten przepis ustawy powoływała się Beata Mazurek w TVP Info, mówiąc o możliwym wniosku ws. Adama Bodnara. Odwołanie RPO nie jest jednak proste – PiS, chcąc przeforsować taki wniosek, musiałoby zdobyć głosy przynajmniej części opozycji.
Rzeczniczka klubu PiS w „Dziś wieczorem” stwierdziła, że po zapoznaniu się ze szczegółami, partia zastanowi się, czy ostatnie informacje nie są podstawą do odwołania Bodnara z funkcji RPO. To konsekwencja materiału „Wiadomości” TVP, w którym pokazano rzekome związki Adama Bodnara z prawnikami ONZ przygotowującymi raport dot. praw człowieka.
– Jeżeli prawdą jest to, co państwo zaprezentowaliście – bo to dla mnie nowa informacja – to tej bezstronności nie było i być może doszło nawet do złamania ślubowania, które złożył przed Wysoką Izbą, czyli parlamentem – mówiła Beata Mazurek.
Ustawa mówi wprost, że Sejm podejmuje uchwałę w sprawie odwołania RPO na wniosek marszałka Sejmu lub grupy co najmniej 35 posłów, większością co najmniej 3/5 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów. Do odwołania RPO przy stuprocentowej frekwencji potrzeba więc 276 głosów. Klub PiS liczy 234 posłów, więc bez głosów opozycji nie ma większych szans na odwołanie Bodnara.
Nawet przy pomocy posłów Kukiz ’15 – i zarazem pełnej mobilizacji pozostałej części opozycji – zabrakłoby 6 głosów. Ale już poparcie koła Woli i Solidarni – które tworzą dawni politycy ugrupowania Kukiza – oraz posłów niezrzeszonych dałoby odpowiednią większość. We wrześniu o możliwym wniosku o odwołanie Bodnara wspominał poseł Pięta, ale w praktyce taką decyzję będzie musiało podjąć kierownictwo partii.
Fot. Sejm