Busko-Zdrój, ostatni w piątek punkt kampanijny Bronisława Komorowskiego. Z szefem jego sztabu wyborczego rozmawiamy o atmosferze panującej i w Platformie, i w otoczeniu głowy państwa. Ta – jak zapewnia nas Robert Tyszkiewicz – jest zupełnie inna od aury towarzyszącej spotkaniu w Busko-Zdroju: deszcz, zachmurzone niebo, szarzyzna.
– Ten nie może zapalać, kto sam nie płonie. My kipimy energią. Sondaże pokazują, jak bardzo trzeba się na tym ostatnim odcinku kampanii zmobilizować, zewrzeć szeregi, spiąć i walczyć. I tura jest jak najbardziej realna – mówi szef sztabu PBK.
I nie ukrywa swoich nadziei: – Na końcu zawsze liczy się kontakt z wyborcą. Ten będzie naprawdę masywny. Wybitnie masywny. Tyszkiewicz w rozmowie z nami przyznaje, że skala tej masowości wyniesie 2 tysiące: bo tyle właśnie wolontariuszy sztab PBK wysyła w Polskę, by ci nieśli przekaz Bronisława Komorowskiego. A ten jest niezmienny: wybierzmy zgodę, nie awanturę.
Mobilizacja leniwych, energia młodych, motywacja zwolenników, zachęcanie nieprzekonanych – te cztery elementy mają stać się jednocześnie środkiem, ale i celem kończącej się kampanii. Przekaz mobilizacyjny – tak jak już pisaliśmy – ma być zakrojony na naprawdę masową skalę. Efektem ma być przebicie szklanego sufitu usadowionego dziś na poziomie 50 proc. poparcia w sondażach Bronisława Komorowskiego. A te są – jak przyznają nasi rozmówcy – skrzętnie analizowane w Bronkobusie. W piątek był ich wysyp.
– Każdy z tych sondaży musimy odczytywać jako sygnał do jeszcze większej mobilizacji – słyszymy ze sztabu. Otoczenie Komorowskiego powtarza jak mantrę: wiemy, że ludzie podejmują decyzję nawet nie o tym, na kogo zagłosują, ale w ogóle o uczestnictwie w wyborach, w ostatnich kilku dniach kampanii. – Wszystkie ręce na pokład. Wszyscy do akcji, wszyscy do walki – dorzuca od siebie pewny siebie Tyszkiewicz. On wie, że im większa frekwencja, tym większa szansa na zwycięstwo „szefa” – jak mówi się w sztabie o Komorowskim.
Mówiąc o szykowanych na przyszły tydzień prezydenckich spotach, Tyszkiewicz odnosi się równocześnie do nowego spotu Andrzeja Dudy. – Odkrywam w nim kolejną twarz. Przekaz, jak widzę, skierowany niby do kobiet. Małżonka, zgrabne zdania, ładny obrazek. Przyznam, że to już są granice hipokryzji. Polityk, który żąda karania za in vitro i domaga się weta dla konwencji antyprzemocowej, w takich obrazkach… Warto naprawdę być prawdziwym i konsekwentnym w tej kampanii, a nie co spot udawać kogoś innego – mówi Robert Tyszkiewicz. – Największy grzech Dudy w kampanii? Kompletna nieautentyczność. Wielość przekazów doprowadzi go do klęski – dorzuca.
Scenariusz porażki nie jest natomiast przewidziany w najbliższym otoczeniu prezydenta. Choć ten – co było widać w Busko-Zdroju – nie ma już w sobie tego wiecowego „powera” z początku jego kampanii. PBK woli rytualne spotkania w sielankowej atmosferze: gospodarstwo sadownicze, suto zastawiony stół, przygrywająca do posiłku lokalna orkiestra, smakowanie jabłek i przybicie piątki z wyborcą. Albo to: spotkanie z piłkarzami ręcznymi i rzut do bramki Sławomira Szmala.
Dziś na evencie w Busko-Zdroju na okrzyki protestujących Komorowskiemu niespecjalnie chciało się odpowiadać: prezydent wygłosił jak zwykle znane wszystkim formułki o „zgodzie i awanturze”, podziękował krzykaczom.
Jeden ze sztabowców, z którym przysłuchuje się wystąpieniu PBK, uśmiecha się pod nosem: – Może te uzdrowisko tak go wyciszyło?
Fot. 300POLITYKA