Zapowiedź podpisania konwencji antyprzemocowej oraz odniesienia do „straszenia” przez konkurentów europejską walutą – to dwa główne elementy przekazu Bronisława Komorowskiego w pierwszej po chwilowym zawieszeniu kampanii podróży Bronkobusem. Tym razem prezydent odwiedził woj. łódzkie. Scenariusz niemal identyczny, jak w przypadku poprzednich wyjazdów „w teren”: spotkanie w ramach „Dialogu o Polsce” – tym razem z kobietami – i wizyty na rynkach. W podróży Bronkobusem po woj. łódzkim prezydentowi towarzyszą ministrowie Andrzej Biernat i Cezary Grabarczyk.
Czysto politycznym przekazem, przewijającym się w kampanii od kilku tygodni – odnoszącym się do kontrkandydatów, zwłaszcza Andrzeja Dudy – był ten o euro. Jak stwierdził Komorowski, wielu było takich, którzy „straszyli” walutą UE: – Straszyli, że krowy się przestaną doić, że kury przestaną znosić jajka a zboże przestanie rosnąć. Że będziemy zmuszeni kupować produkty w innych krajach, z Francji, Niemiec. A to my wysyłamy, to, co wytworzymy, za granicę. Polska wykonała wielką pracę w Europie.
Tym samym prezydent nawiązał – lecz nie bezpośrednio – do przesłania jego głównego konkurenta. Prezydent chwalił dokonania Polski w ramach UE. Jak mówił: – Jesteśmy źródłem niepokojów u rolników z innych krajów, bo jesteśmy po prostu lepsi!
W mediach zostanie na pewno też odnotowane wykolejenie się niewielkiego, zabytkowego tramwaju z prezydentem na pokładzie, problemy z protestującymi w dwóch miejscowościach oraz nieco niezręczne stwierdzenie o „eldorado dla mężczyzn” z Łodzi na spotkaniu z kobietami.
Prezydent z dystansem odniósł się do incydentu z tramwajem. Przy wychodzeniu z wykolejonego pojazdu rzucił, iż „niektorzy powiedzieliby, że to zamach”.
W Konstantynowie Łódzkim Prezydenta „przywitało” liczne grono młodych korwinistów i przedstawicieli Ruchu Narodowego, nieżyczliwe – delikatnie mówiąc – okrzyki spotkały głowę państwa ze strony również „zwykłych” mieszkańców. Komorowski oczywiście zareagował – w swoim stylu, znanym z poprzednich wystąpień, gdy musiał konfrontować się z – jak to ujął dziś – „krzykaczami”.
Ci byli niezwykle wulgarni, padały obraźliwe sformułowania pod adresem głowy państwa. M.in. hasła: „WSI – mordercy”, „Bredzisław”, „Wejdź na krzesło!”, „Norymberga dla Platformy” i – znane już z wcześniejszych tego typu eventów – „Chodź szogunie!”. Protestujący wznosili także transparenty. W czasie przemówienia prezydenta używali gwizdków. „Przegrali” jednak z młodymi „staffersami” ze sztabu PBK, którzy jak zwykle dobrze sobie poradzili, zagłuszając – jak wyraził się prezydent – „awanturników”. „Komorowski, nasz prezydent!” – krzyczeli młodzi przedstawiciele sztabu wraz ze zwolennikami głowy państwa obecnymi na wiecu.
Jak zwykle bywało w tego typu przypadkach, Komorowski stwierdził, iż osoby protestujące i wulgarne są „doskonałą ilustracją” tego, jak zasadny i ważny jest wybór między „Polską racjonalną” a „radykalną”. – Witam wszystkich krzykaczy! – zwrócił się do nich na początku swojego pierwszego niedzielnego wystąpienia Komorowski. I stwierdził, iż „mogą sobie wrzeszczeć, bo nic innego nie potrafią”, a zwycięży i tak zgoda. Bo jeśli nie, to wygrają „tacy właśnie krzykacze” – jak ujął to prezydent. – 10 maja będziemy wybierać między awanturnikami, a ludźmi zgody, między obietnicami, a ciężką i realną pracą, realnymi osiągnięciami – mówił.
W drugim mieście, które odwiedził dziś Komorowski – Lutomiersku – było lepiej. Nie było żadnych protestujących, prezydenta przywitała orkiestra i przebrane w stroje ludowe dzieci. On sam – w dobrym humorze – z uśmiechem na ustach odniósł się do „tramwajowego” incydentu. – Nie dotarłem tym tramwajem do was, ale jest Bronkobus. On dotrze wszędzie! – mówił prezydent. Nawiązał do swoich dokonań: – Wszystkie obietnice z poprzednich wyborów spełniłem – powiedział na rynku w Lutomiersku. Był w swoim żywiole.
Fot. 300POLITYKA