Najlepiej ze zbieraniem podpisów poradziły sobie sztaby Magdaleny Ogórek – 510 tys. podpisów to znacznie powyżej oczekiwań – oraz Andrzeja Dudy, który zebrał ich najwięcej. Nieźle wypadł Adam Jarubas – właściwie nieznany opinii publicznej kandydat zebrał 450 tys. podpisów, znacznie więcej niż Waldemar Pawlak 5 lat temu.
Rozgrywka o podpisy to w sferze medialnej tylko i wyłącznie kwestia ustawienia oczekiwań. PKW i tak nie weryfikuje powyżej 100 tysięcy. Niektóre sztaby poradziły sobie lepiej, inne gorzej. Tak było z Bronisławem Komorowskim – i jego zapleczem – który najpierw tłumaczył, że nie ściga się na ilość podpisów, by dzień później jego sztab doniósł dodatkowe 400 tys. Prawnie był do tego zobligowany, ale mimo wszystko – kontrast z 1,6 mln Dudy jest wymowny.
Zbiórka podpisów była pierwszym prawdziwym testem dla sztabów w tej kampanii. Była to swego rodzaju rozgrzewka przed wyborami parlamentarnymi – pokazała, do czego zdolne są struktury partyjne w całym kraju. Zbieranie popisów mobilizuje – uruchamia lokalne rywalizacje, pokazuje, kto w terenie się liczy, a kto jest silny tylko na papierze.
1. Magdalena Ogórek. Sztabowi kandydatki SLD udało się zebrać o 130 tys. podpisów więcej, niż w 2010 roku, kiedy o urząd prezydenta ubiegał się Grzegorz Napieralski. Co więcej, sztab spełnił oczekiwania byłego lidera, który kilka tygodni temu mówił, że Ogórek musi mieć 500 tysięcy podpisów, by uchodzić za poważną kandydatkę.
Dlatego pół miliona to zaskoczenie, tym bardziej, że media często informowały o konflikcie wewnątrz sztabu i problemach ze zbieraniem podpisów. Jak się okazało, te informacje były w wielu punktach mocno podkręcone. Napieralski – który w SLD jest już tylko przez najbliższe kilkadziesiąt godzin – paradoksalnie bardzo pomógł Sojuszowi w mobilizacji i pokazaniu, że struktury partii to nadal realna siła.
2. Andrzej Duda. 1,6 mln podpisów – tylko nieco mniej, niż 5 lat temu pod kandydaturą Jarosława Kaczyńskiego – to rekord tej kampanii. Ten wynik dobitnie pokazuje, że PiS ma najbardziej zmobilizowane struktury. Z drugiej strony, Duda jeszcze niedawno nie był rozpoznawalnym politykiem, więc musiał zebrać ich tak dużo, by pokazać, że jest kandydatem wagi ciężkiej.
To kolejny sukces organizacyjny Joachima Brudzińskiego, który w partii odpowiadał za koordynację zbiórki podpisów. W zupełnie innych warunkach udało się zebrać prawie tyle samo, co pod kandydaturą lidera. To ostatecznie rozwiewa wątpliwości, że “baza” PiS i struktury partii mają problem z kandydaturą Dudy – a takie teorie krążyły jeszcze kilka tygodni temu, również w prawicowych mediach.
3. Adam Jarubas. Politykowi, poza własnym województwem właściwie nieznanym, udało się zebrać ponad dwukrotnie więcej podpisów, niż pod kandydaturą Waldemara Pawlaka w 2010 roku. Janusz Piechociński wysoko postawił poprzeczkę kandydatowi PSL, ale można uznać, że to zadanie zostało zrealizowane.
W styczniu, w rozmowie z PAP, mówił, że jeśli PSL wystawi kandydata partyjnego, to zdobędzie 500 tys. podpisów. Udało się zebrać 450 tys. Potwierdza to, że struktury PSL – poza PiS i SLD – stanowią potężną maszynę, z która trzeba będzie się liczyć w jesiennej kampanii parlamentarnej.
4. Janusz Palikot. Lider TR ma w tej kampanii zdecydowanie pod górkę. Rozpadł mu się klub, a media opisują nieprawidłowości, do jakich miało dochodzić w partii. Mimo to sztabowi udało zebrać się 150 tys. podpisów, a sam Palikot, co przyznają nawet jego krytycy, potrafi jeszcze zrobić wrażenie.
Jego sobotnia konwencja i wyrazisty przekaz o euro mocno przebiła się w mediach, chociaż samo wydarzenie kosztowało ułamek tego, co musiały wydać Platforma i PiS na konwencje prezydenckie. W lutym pisaliśmy, że każda liczba powyżej 100 tysięcy będzie uznana za sukces. I tak też się stało.
5. Paweł Kukiz. Mało kto wierzył, że byłemu muzykowi uda się zarejestrować swoją kandydaturę. Jeszcze na początku marca mówił, że udało mu się zebrać dopiero kilkanaście tysięcy podpisów. Wprost przyznał: – Czarno widzę to zbieranie podpisów i całą tę sprawę związaną z kandydowaniem.
Ostatecznie zebrano 240 tys. podpisów, i to z niewielkim udziałem Dominika Kolorza i jego związkowców. Coraz częściej w mediach pojawia się teza, że Kukiz może być czarnym koniem tych wyborów. W niektórych badaniach wyprzedza nawet Magdalenę Ogórek.
6. Janusz Korwin-Mikke. Pod kandydaturą lidera partii KORWiN podpisało się ponad 200 tys. obywateli, a sztab jako pierwszy złożył podpisy w PKW. To ani dużo, ani mało – taki był cel, jak mówili nam sztabowcy Korwina. Chcieli zebrać minimum 200 tys. podpisów. To zresztą więcej, niż w 2010r. – wtedy zebrano 138 tys. podpisów.
Nowe struktury świeżo powstałej partii pokazały jednak, że działają bardzo sprawnie, chociaż także kandydat KNP Jacek Wilk zdołał zebrać podpisy. Miał ich mniej niż Korwin – 145 tysięcy, ale wszystko to pokazuje, że wolnościowe środowiska mają bardzo duży potencjał mobilizacyjny.
7. Bronisław Komorowski. Sztab obecnie urzędującego prezydenta śpieszył się, by zarejestrować jego kandydaturę jako pierwszą. Faktycznie, udało się to, choć – co ciekawe – Korwin-Mikke został zgłoszony wcześniej, ale zarejestrowano go jako drugiego. Jednocześnie powstało wrażenie, że sztab zebrał tylko 250 tys. podpisów. Dopiero w czwartek złożone dodatkowe 400 tys. podpisów – w sumie jest ich 650 tys. To jednak i tak mniej, niż w 2010r. – wtedy zebrano prawie 770 tys.
Wcześniej w mediach pojawiła się informacja, że Komorowski zbierze milion podpisów. Późniejsze złożenie dodatkowych 400 tys. – wymuszone przepisami – sprawiło, że w mediach pojawiło się po raz kolejny porównania z 1,6 mln Dudy. Trudno uznać to za korzystne porównanie.
Fot. Fakty TVN