Tak, jak pisaliśmy w środę, Bronisław Komorowski w tym tygodniu zamiast na kampanii wyborczej, skupia się na wizytach zagranicznych. Dziś uczestniczył w posiedzeniu RBN o Ukrainie, która dała okazję Platformie do mówienia o 25. odmowie uczestnictwa w tych obradach przez PiS. W piątek prezydent pojedzie z wizytą do Republiki Federalnej Niemiec, a w niedzielę ma odwiedzić Ukrainę w związku z rocznicą Majdanu. Co z wyborami?
Według informacji, które krążą wśród polityków Platformy, prezydent na zamkniętym spotkaniu miał powiedzieć, że nie wyobraża sobie prowadzenia kampanii przez trzy miesiące, bo ta powinna potrwać najwyżej trzy tygodnie. Wszystko wskazuje na to, że Bronisław Komorowski realnie zaangażuje się w kampanię pod jej koniec. I choć zapraszani do sztabu politycy przekonują obecnego prezydenta, że już teraz, choćby w weekendy, powinien razem z małżonką objeżdżać mniejsze miejscowości, spotykać się wyborcami, to on wydaje się nieprzejednany.
– Bronek nie jest kampanijny. Na myśl o objazdach się wzdryga. Poza tym cały czas nam tłumaczy, że najpierw musi wypełnić obowiązki prezydenckie, a na kampanię przyjdzie czas – mówi polityk Platformy, dopraszany do sztabu. I dorzuca, że Bronisław Komorowski jest nakłaniany, by ostatecznie wsiąść do autobusu i objeżdżać Polskę. Do tego pomysłu prezydent podchodzi bez entuzjazmu.
Małe zaangażowanie prezydenta w kampanię budzi w Platformie niepokój. Sytuacja, w której dochodzi do drugiej tury, a kandydat PiS dostaje niemałe poparcie, nie będzie dla PO przeskokiem do wyborów parlamentarnych. – Jeśli Komorowski nie zdobędzie sześćdziesięciu procent, to mimo wygranej, uznamy to za porażkę – mówi polityk Platformy. Twierdzi, że wynik na poziomie pięćdziesięciu kilku procent sprawi, że PiS znów wpadnie w retorykę, w której będzie przekonywać, że Bronisław Komorowski nie jest „prawdziwym” prezydentem. Taki wynik może być tym bardziej bolesny, bo poparcie odebrałby mu polityk do tej pory nieznany szerszej opinii publicznej.
Fot. prezydent.pl