– Na widok państwa Hołownia pies uciekł, ale mimo to nie zrażeni przyjeżdżali tu przez trzy miesiące, wychodzili z nim na spacery, budowali z nim relacje, aż w końcu mogli go wziąć do domu. Nie każdy człowiek ma odwagę wziąć ze schroniska, zwłaszcza psa trudnego, który wymaga pracy i nie każdy jest w stanie poświęcić trzy miesiące, żeby przyjeżdżać do schroniska regularnie i budować relację z psem i państwo Hołownia to zrobili – mówiła szefowa schroniska Na Paluchu podczas briefingu Szymona Hołowni. 

– Dziękuję za to wspomnienie, bo praca z Grafitem nie należała do łatwych. To był pies, który wpadł nam w oko od samego początku w oko właśnie dlatego, że miał swój charakter, że zadziornie przyglądał się wszystkim, którzy przechodzili koło jego kojca a inne psy rzucały się, szczekały, próbowały zwrócić na siebie uwagę a ten patrzył z dystansem i wyższością, jakby chciał pokazać, że to my musimy zasłużyć na relację z nim a nie on musi na cokolwiek zasługiwać. Z Grafitem trzeba było spędzać niezliczone ilości godzin w jego kojcu. I gdy przyjechał do nas to myśleliśmy, że zamieszka na zewnątrz, bo to jest pies, który nigdy nie był w budynku, ale zamieszkał z nami w domu. Zresztą, przyjeżdżając do Grafita poznaliśmy innego psa, który został oddany na majówkę cztery lata temu i którego to był drugi raz na Paluchu i to już są nasze cztery lata razem. To zwyczaj rodzinny i teściowie i rodzice mają po dwa psy. Grafit nam uciekł w lesie spłoszony przez stado dzików i pięć dni trwało chodzenia po lesie aż w końcu go odzyskaliśmy dzięki akcji facebookowej – mówił Hołownia.