Sprawna demokracja jest jak nieźle wypasiony samochód: pełno w niej zabezpieczeń, które – choć spowalniają procesy polityczne – to czynią jazdę bezpieczną i w miarę przewidywalną. Jarosław Kaczyński postanowił z takiego właśnie auta wymontować wszystkie zabezpieczenia i rozpędzić je do niespotykanych do tej pory prędkości.
W każdym dobrym aucie znaleźć można cały szereg urządzeń, których zadaniem jest uczynienie jazdy bezpieczną. ABS, systemy kontroli trakcji, czujniki parkowania, urządzenia alarmujące nas o zmianie pasa, specjalne lusterka, kamery cofania – wszystko to ma jeden cel: sprawić, by jazda samochodem była jak najbezpieczniejsza.
Kiedy przygotowuje się seryjne auto do wyścigów cały ten sprzęt demontuje się, by nie przeszkadzał kierowcy i by zmniejszyć wagę samochodu. Dodatkowo zwiększa się moc silnika, a do baku leje się specjalne, wysokooktanowe paliwo. Bo w przypadku wyścigów nie o bezpieczeństwo jazdy idzie, lecz o jak najlepsze osiągi. Wszelkiego rodzaju zabezpieczenia tylko w tym przeszkadzają.
Demokracja jednak bardziej przypomina seryjny i dobrze wypasiony pojazd, niźli rewelacyjnie podrasowaną wyścigówkę. Właśnie dlatego, że jej zadaniem jest bezpieczne dowiezienie państwa do następnych wyborów. Dlatego w mechanizm demokracji liberalnych wmontowano niezbędne zabezpieczenia – kontrolę władzy wykonawczej przez ustawodawczą, działalność sądów konstytucyjnych, niezawisłość sędziowską, wolne media, apolityczną służbę cywilną itp. Może, a nawet na pewno, ograniczają one władztwo zwycięzców i spowalniają procesy polityczne, ale za to gwarantują właśnie owe bezpieczeństwo i zachowanie procedur demokratycznych oraz prawa obywatelskie.
Kaczyński jednak postrzega wszystkie te mechanizmy jako elementy uniemożliwiające mu sprawne rządzenie, a ich działalność jako „imposybilizm prawny” – dlatego chce ich wymontowania z systemu, lub ich całkowitego podporządkowania sobie. Zachowuje się więc jak kierowca rajdowy, który przygotowuje swoje auto do wyścigu.
Efektem będzie na pewno przyśpieszenie, którego oczekuje i całkowite władztwo nad pojazdem. Można przewidywać, że jeśli uda mu się sztuka takiego przemodelowania państwa, o które zabiega, to z pewnością maszyneria będzie działać bardziej z jego wolą, niż miało to miejsce do tej pory. Pojazd naprawdę będzie miał lepsze osiągi, a mechanizm wewnątrz niego będzie pracował zgodnie z wolą kierowcy.
Jednak efektem ubocznym będzie to, że pojazd – wskutek wymontowania z niego całego oprzyrządowania służącego bezpieczeństwu – może być bardziej narażony na awarie i kolizje. Na awarie, bowiem nie był do tej pory przyzwyczajony do tego typu jazdy, a na kolizje, bowiem PiS wyjeżdża nim nie na tor wyścigowy, ale włącza się do normalnego, europejskiego ruchu. A to naraża i jego i innych uczestników ruchu na możliwość kraksy. Samochód pozbawiony bowiem wszelkich mechanizmów zabezpieczających może być groźny dla innych, ale także dla samego rajdowca, bowiem nic w jego mechanizmie nie może mu pomóc w chwili, gdyby znalazł się w niebezpiecznej sytuacji. Pamiętajmy bowiem, że każdy rajdowiec, jeżdżący podrasowanymi samochodami, miał w swoim życiu o wiele więcej kraks i wypadków, niż zwykły kierowca poruszający się zwykłym autem. Dzieje się tak dlatego, że ten pierwszy ma większe ambicje i chce mu się ryzykować, a poza tym jeździ pojazdem, z którego świadomie usunął wszelkie mechanizmy zabezpieczające.
Jeśli prezesowi PiS uda się zrealizować marzenia o państwie, które skutecznie zwalczy tak bardzo ciążący mu imposybilizm, znajdziemy się w sytuacji pasażerów rajdowego kierowcy, który ma bardzo wielkie ambicje do pobijania rekordów prędkości oraz podrasowane auto całkowicie pozbawione mechanizmów zapewniających bezpieczną jazdę. Jeśli w takiej sytuacji popełni on najmniejszy choćby błąd, wylądujemy na drzewie. Wszyscy.
Dlatego właśnie część tego, co czyni Kaczyński jest groźne dla nas. Nie chodzi o kwestionowanie jego patriotyzmu, dobrej woli czy chęci budowy silnej i dostatniej Polski. Chodzi raczej o to, że nowy rząd funduje nam taki system polityczny, który będzie narażony na katastrofę. Wymyśla jakieś nowe rozwiązania ustrojowe, które mają nas uszczęśliwić, jakby nie zadowalało go udoskonalenie już istniejących. I to właśnie jest niebezpieczne – ta wiara nowej ekipy, że nikt przed nimi niczego sensownego nie wymyślił, że trzeba tylko powyłączać wszystkie istniejące bezpieczniki, a już oni zawiozą nas do krainy szczęśliwości.
Każdy, kto nie ma pamięci muszki jednodniówki, musi wiedzieć, że takie marzenia zawsze kończyły się fatalnie. Zaraz za pierwszym zakrętem, gdzie cudownie rozpędzony pojazd, z bakiem pełnym wysokooktanowej benzyny, rozwalał się na przydrożnym drzewie. Mechanizmy zabezpieczające, w autach i w demokracjach, wymyślili nie źli ludzie, ale mądrzy fachowcy, którzy dość już mieli nadambitnych szaleńców, marzących tylko o tym, by zadziwić świat swoimi osiągnięciami.
fot. PiS